Kyrie eleison!
Właśnie przeleciała mi przed oczami reklama nowej „Tygodniówki” Ubojni Nudy… Moje odczucia są następujące: Kyrie eleison!
Byłem ostatnio na Świętokrzyskim Szuter Trophy 2 z moją ulubioną Ubojnią i bardzo jestem wdzięczny chłopakom za tą możliwość spotkania się, pogadania, a nade wszystko – wspólnego pojeżdżenia w terenie. Było rewelacyjnie i choć mam świadomość że wszystko co piszę tutaj na tej stronie może zostać odebrane jako reklama tudzież urabianie, to czuję się w obowiązku powiedzieć zupełnie szczerze – te imprezy są rewelacyjne i chyba nie ma drugich takich w Polsce. Super trasy, rewelacyjne towarzystwo, porządna oprawa i świetna organizacja. Trzymać gaz, nie umierać!
No ale dziewięć dni na motocyklu?! 1350 km w terenie?! Ja doskonale rozumiem, że Kozacy od Dakaru robią dużo więcej kilometrów, w dużo trudniejszym terenie i nieporównywalnie szybszym tempem. Ale my (na Boga!) nie jesteśmy wyczynowymi sportowcami, którzy poświęcają na trening 5-6 dni w tygodniu, którzy są zarządzani przez sztab trenerów, dietetyków i fizjoterapeutów i którzy nie robią niczego innego poza jazdą na motocyklu. My jesteśmy (co do zasady…) normalnymi ludźmi, często mocno po 40’tce, mamy zazwyczaj biurowe prace, a w konsekwencji… również siedzące biurowe ciała i biurowe ręce. I teraz ten biurowy człowiek ma wytrzymać wielodniowe obciążenie, które dodatkowo potrafi spotęgować np. upalna ostatnimi czasy pogoda? Ciężki temat.
Dlaczego tak mocno wryło mi się w pamięci Świętokrzyskie Szuter Trophy 2? Ponieważ jako trener mogłem zweryfikować czy i jak mocno teoria rozbiega się z praktyką, oraz na ile skuteczne jest to, co robimy z Wami podczas naszych szkoleń. Wnioski mam dwa i szybko wyłożę je, aby nie przynudzać.
Po pierwsze – przekonałem się, że nasz program szkoleniowy działa. Nie ukrywam nawet, że dokonując tych obserwacji miałem chwile personalnej satysfakcji i dumy z tego, co osiąga z uczniami nasza ekipa szkoleniowców, nie wspominając o tym, że imprezę wygrał nasz podopieczny. Na początku szkolenia wcale nie skupiamy się na rzeczach najłatwiejszych. Skupiamy się na rzeczach najpotrzebniejszych, najważniejszych, fundamentalnych. Tydzień temu widać było, że to robi robotę. Kilka godzin jazdy na stojąco, przyspieszanie, hamowanie, nawroty, kilometry piachu… Pytacie nas często czemu skoki, belki, podjazdy i tego typu przeszkody zostawiamy na późniejsze etapy szkolenia? Odpowiedź jest prosta, a dla każdego, kto więcej jeździł ciężkim motocyklem w terenie – oczywista. Takie przeszkody pojawią się na Waszej drodze bardzo rzadko, a czas na przygotowaniu się do jazdy w terenie lepiej wykorzystać na szlifowanie tych elementów techniki, które pozwolą Wam zachować siły, koncentrację i tempo na dłużej. I nie dotyczy to tylko rajdów. Pojedźcie sobie na trasy TET, tak bardzo popularne ostatnimi czasy. Albo zapytajcie uczestników ostatniej „Soboty w terenie” jak było na trasie, aby potwierdzić, że to co piszę ma sens…
Tu dochodzimy do drugiego wniosku. Jest nim imperatyw budowania własnych umiejętności. Sami wybraliśmy sobie takie hobby i sami wzięliśmy na siebie tą odpowiedzialność, aby jeżdżąc nie zrobić krzywdy sobie, albo komuś z otoczenia. Możecie wierzyć lub nie, ale staż i nalot nie budują z automatu umiejętności. Nie ma nic bardziej powszechnego, niż motocykliści którzy mają długi staż i krótki zasób dobrze opanowanych technik jazdy. Zawodnicy dowolnej dyscypliny sportów motocyklowych wiedzą o tym. Dlatego trenują bardzo regularnie cały czas podnosząc swoje umiejętności. W przypadku ciężkich maszyn enduro dosiadanych przez biurowych ludzi stawka jest chyba nawet większa, niż wynik na mecie. I nawet nie są nią oklepane argumenty o zdrowiu, bezpieczeństwie i niskim śladzie węglowym. Skoro już wywalamy kupę kasy na te motocykle i kolejną kupkę na ich utrzymanie, to miejmy z tego radochę! A jaka to radocha, gdy betonuje Ci ręce, drętwieją Ci nogi, tracisz kontrolę nad kierownicą, albo od ciągłego podnoszenia fury odwadniasz się tak mocno, że nie masz nawet siły sięgnąć po wodę? Dobra technika, ugruntowana przemyślanym treningiem – zdecydowanie zmniejszy Twój wydatek energetyczny w czasie dnia na motocyklu. Sprawi, że przez dłuższy czas zachowasz koncentrację, że rzadziej będziesz podnosił motocykl. Że będziesz miał więcej przyjemności z jazdy. Czyż nie po to wsiadamy na motocykle? Aby mieć więcej frajdy z życia?
1350 km w terenie. Czujecie to? Na samą myśl o takim wypadzie dostaję erekcji… Ale teraz uciekam na zajęcia cross-fit. Aby się przygotować 😉