Dlaczego jazda w terenie męczy tak mocno?
Czy zastanawiałeś się, dlaczego jazda w terenie męczy tak mocno?
Zjeżdżasz z asfaltu, szczególnie za sterami ciężkiej maszyny. Wiele rzeczy może rozminąć się z Twoimi oczekiwania i wyobrażeniami, ale jednego możesz być pewien. Ten rodzaj aktywności wiąże się ze skokowym zwiększeniem wysiłku fizycznego, który musisz włożyć w kontrolowanie swojego ciała i pojazdu. Jeśli dla twojego organizmu jest to wzrost skokowy, to nie ma problemu. Gorzej jeśli jest to wzrost… szokowy. Przecież siadamy na motocykle, aby czerpać radość z jazdy, prawda?
Ile on pali?
Zacznijmy od samego początku. Średnie dzienne zapotrzebowanie kaloryczne średnio sprawnego fizycznie mężczyzny w średnim wieku to 2000 – 2500 kcal/dzień. Mówimy tutaj o energii koniecznej do podtrzymania procesów życiowych oraz do zachowania aktywności do jakiej przyzwyczajony jest nasz uśredniony osobnik. Generalnie rzecz ujmując do takiego wydatku energetycznego przygotowany jest cały nas organizm.
Co dzieje się gdy ruszamy w teren?
W bardzo ciekawej publikacji o tytule „Physiological Demands of Off-RoadVehicle Riding” opracowanej przez zespół w składzie Jamie F. Burr, Veronica K. Jamnik, Jim A. Shaw oraz Norman Gledhill wyczytać możemy, że jazda w terenie pochłania ilość kalorii jak inne sporty, które uprawiać możemy pod otwartym niebem. Przykładami takich aktywności może być jazda na nartach, wspinaczka wysokogórska czy gra w tenisa…
Czy również zwróciliście uwagę, że mówimy tutaj o potencjalnie bardzo wymagających kondycyjnie formach aktywności? Innymi słowy, pomimo faktu, że mamy w motocyklu zabudowany silnik, musimy jako kierowcy włożyć dużo energii w jazdę na tymże motocyklu.
Ze wspomnianej publikacji dowiadujemy się, że rekreacyjna jazda w terenie kosztuje nas 400-500 kcal za każdą godzinę tej przyjemności. Chwilowe zapotrzebowanie energetyczne w przypadku forsowania przeszkód, wykopywania się z piachu, uwalniania się z błota, walki z belkami itd. skacze do 1000 kcal/h, co odpowiada intensywnemu wysiłkowi interwałowemu wykonywanemu w okolicach 90% tętna maksymalnego. Podczas jazdy motocyklem terenowym nasze zapotrzebowanie na tlen wg. autorów publikacji rośnie przynajmniej 6-krotnie. Co oznaczają te liczby?
Oznaczają, że 4-5 godzin w miarę intensywnej jazdy z terenie może oznaczać dla większości z nas wysiłek energetyczny porównywalny z naszym dobowym zapotrzebowaniem na energię. Zapewne większość z nas tego kiedyś doświadczyła. Konkretnie pojeździliście z kumplami w sobotę i po powrocie do domu nie mieliście już sił absolutnie na nic. Prostu organizm wymagał regeneracji, a ta nie dzieje się tak szybko jak ładowanie telefonu komórkowego.
Bez paliwa nigdzie nie zajedziesz
„OK, w takim razie zjem 3x więcej / kaloryczniej” – to brzmi jak panaceum. Niestety tak jak wspomniałem wyżej do typowego dla danego osobnika wysiłku fizycznego przystosowany jest cały nasz organizm – także układ pokarmowy. Nie jesteśmy w stanie trzykrotnie więcej zjeść choćby z powodu fizycznej objętości żołądka, tak jak nie jesteśmy w stanie zwielokrotnić efektywności układu pokarmowego w przyswajaniu energii. Objedzenie się wysokokalorycznymi batonikami również nie jest rozwiązaniem, ponieważ prowadziło będzie do gwałtownego i krótkotrwałego poziomu skoku cukru we krwi, a potem do nieuchronnego obcięcia zasilania. Nasze ziemskie ciała mają niestety swoje ograniczenia…
Przeszkody pożerają energetycznie
Niemcy ponoć obliczyli że odkopanie z piachu dużego GSa 1200 w 30 stopniowym upale może kosztować nawet 300 kcal i utratę pół litra wody. Nie wiem czy te informacje poparte są jakimiś konkretnymi badanymi, ale zdają się potwierdzać je nasze codzienne obserwacje z imprez szkoleniowych i pojeżdżawek. Większość z nas po 3-4 krotnym wyszarpaniu dużego motocykla terenowego z piachu przestaje być zdolna do w pełni kontrolowanej jazdy. A brak kontroli nad tym co się dzieje z automatu odbiera też przyjemność z jazdy.
Jak zarządzać własnymi zasobami energii?
Z naszymi organizmami nie jest tak, jak z naszymi motocyklami, które wystarczy dotankować, aby były gotowe na kolejne 300 km drogi. Czy zwróciliście uwagę na wywiady z zawodnikami enduro? Oni równie często jak o walce z rywalami wspominają o zarządzaniu własną energią oraz o zachowaniu płynności i tempa, które pozwala lepiej wspomnianą energią dysponować.
Kwestię przygotowania kondycyjnego (choćby podstawowego) omówimy w osobnym artykule, ale chciałbym abyście z tej jednej publikacji zapamiętali jedno – im lepiej gospodarujecie swoją energią, tym dalej i sprawniej zajedziecie. Ten zasób jest bardzo cenny i trzeba jak najefektywniej z niego korzystać, szczególnie że możliwość regeneracji mamy ograniczoną.
Tutaj zaczyna się prosty ciąg przyczynowo skutkowy. Im macie lepszą technikę, tym lepiej gospodarujecie zasobami własnego organizmu. Im dłużej zachowujecie siłę do jazdy, tym dłużej i dalej jesteście w stanie zajechać bez popełniania błędów i siłowania się ze sprzętem. Im mniej siłujecie się ze sprzętem, tym więcej energii zostaje na jazdę. Koło się zamyka.
Dobra gospodarka własną energią nie bierze się jednak z powietrza. To pochodna stosowania dobrej techniki jazdy. Nasz sposób interakcji z motocyklem przesądza o tym, czy mamy „zbetonowane” ręce i odciski na dłoniach, czy też nie. Obolałe barki, odciski i drętwiejące przedramiona są wskazówką, że coś jest mocno nie tak, jak być powinno.
Interakcją z motocyklem, ograniczeniem zapotrzebowania na energię i generalnie rzecz ujmując – wydłużaniem „zasięgu” kierowcy zajmujemy się na pierwszym poziomie szkolenia w Proenduro.pl. To najlepiej zainwestowany czas, wysiłek i środki – zakładając oczywiście, że jazda ma być przyjemnością, a nie walką o przetrwanie…